Przejdź do głównej zawartości

Płynące melodie staruszki

        Na zdjęciu po lewej pani Felicja Landau - wielka fortepianistka lat powojennych, urodzona w 1910 roku - wraz z siostrą w dzieciństwie, po prawej już jako dorosła, piękna kobieta.
        Na zdjęciu poniżej pani Felicja trzyma książkę o jednej z najbliższych jej osób, z którą koncertowała. Przedstawiona książka jest  o wielkich artystach: Władimirze Nielsenie, o pani Felicji Landau i Kazimierzu Kordzie.


Następne miasto w Rosji, związane z piękną oraz smutną historią - początek XXI wieku.
Firma zapewniła nam zakwaterowanie w domu starców. Był to duży budynek, z zewnątrz smutny, a wokół niego było dużo zieleni. W środku niego były korytarze, pokoiki, różne sale oraz hole. W jednym z holi znajdował się fortepian. Potraktowałem go jako mebel, ale pewnej niedzieli w południe robiąc sobie obiad usłyszałem melodię dopływającą korytarzem do mojego pokoiku. Melodia nie dawała mi spokoju i poprowadziła do holu, w którym stał fortepian. Popatrzyłem zdziwiony. W holu znajdowali się starsi i młodsi ludzie, a przy fortepianie siedziała staruszka o drobnej posturze, przebierająca zręcznie paluszkami po klawiaturze fortepianu. Jedna z kobiet dała mi krzesło, żeby przy niej usiąść. Wyszeptała: "To jest jedna z wielkich fortepianistek". Słuchaliśmy dalej wesołych oraz smutnych melodii. Po koncertowaniu kobiety prowadzące koncert odprowadziły instrumentalistkę. Kobieta siedząca przy mnie powiedziała, że kobiety odprowadzające były uczennicami fortepianistki i wielbicielkami, które ją zawsze przyprowadzają oraz odprowadzają. Odpowiedziałem: "To jest bardzo miłe z ich strony". Następnie poszedłem do pokoiku. Staruszka mnie zainteresowała, gdyż grała znane melodie, takie jak 'Polonez Ogińskiego', który mówi o pożegnaniu ojczyzny. 
        Po koncercie siedząc z kolegami, jak to zwykle bywa na kontrakcie w dni wolne od pracy, przy piwku i nie tylko, opowiadałem im o staruszce i jej zręcznych paluszkach, a na to jeden z kolegów odpowiedział żartobliwie: "Oj, żeby ci nie przetrzepała kieszeni". Zobaczył moją minę i przeprosił. Namawiałem kolegów do pójścia na koncert, na to koledzy powiedzieli, że pójdą, ale to zależy od pogody, bo chcą popatrzeć na zabytki i poznać historię miasta. Powiedzieli, że którejś niedzieli przy brzydkiej pogodzie skorzystają z mojej propozycji. Odpowiedziałem im: "Na pewno któraś z niedziel doczeka się deszczu"
        Przez kilka następnych dni wykonując prace słuchaliśmy opowieści starych Rosjan o miejscu w którym wykonywaliśmy prace. Mówili, że to miejsce jest przeklęte od czasów morderstw dokonanych przez carycę Katarzynę. W późniejszym czasie Baszta przyciągała samobójców. 
Baszta-Ruina w Puszkinie
        Nie wierzyłem w to, co opowiadali, ale po jakimś czasie kolega Polak odebrał sobie życie, a my w czterech, po kilku miesiącach od tego zdarzenia, cudem uniknęliśmy śmierci. Wówczas uwierzyłem w to, co mówili Rosjanie. W to, że to miejsce jest przeklęte i nie tylko to. Nadeszła niedziela i znów w południe popłynęła melodia do mojego pokoiku i przerwała mi robienie obiadu. Wytarłem szybko ręce i cichym krokiem pobiegłem na koncercik. Znowu hol był zapełniony, a przy fortepianie siedziała uśmiechnięta staruszka. Usłyszałem z ust prowadzącej osoby, że koncert tej pani jest dedykowany jej najbliższej osobie o nazwisku Władimir Nielsen - o wielkim pianiście. Powiedziałem do pewnej pani po cichu: "Ja o tej osobie nic nie słyszałem", na to ona: "Tego pana i tą panią znała kiedyś Rosja, za dawnych czasów". Ucichłem i słuchałem gry. Po koncercie ustawili się słuchacze składający fortepianistce życzenia i dający upominki. Również chciałem złożyć życzenia, ale było mi głupio podejść z pustą ręką. Szybko pobiegłem do pokoiku. Biegnąc wzrokiem po pokoiku nie zauważyłem niczego, co bym mógł jej dać, mimo to odważyłem się złożyć życzenia. Pobiegłem, stanąłem w kolejce do instrumentalistki. Po chwili przyszła moja kolej. Wziąwszy ją za dłonie składałem jej życzenia. Staruszka, słuchając mnie, przerwała. Powiedziała zaciekawionym głosem: "Pan to nieruski", odpowiedziałem, że nie. Na to staruszka: "A skąd?". Powiedziałem, że z Polski. Przytuliwszy moje dłonie do siebie powiedziała: "Ja też z Polski" i dodała: "Czy mógłby pan mnie odwiedzić?". Powiedziałem: "Dobrze". Słysząc moją odpowiedź, podała mi numer swojego pokoiku. Umówiliśmy się na spotkanie. 
        
        W tygodniu poszedłem się spotkać. Staruszka otworzyła drzwi i z uśmiechem powiedziała: "Czekałam, czekałam, aż się doczekałam". Odpowiedziałem: "A ja się troszeczkę spóźniłem - przepraszam". Fortepianistka kazała przejść dalej do swojego niedużego pokoiku, na jego ścianach znajdowały się stare afisze, mówiące o koncertach z Nielsenem. Staruszka kazała usiąść i poczęstowała mnie słodyczami. Powiedziała: "W dawnych czasach ugościłabym pana inaczej, a teraz tylko tym, co od kogoś dostanę". Odpowiedziałem: "Nie przyszedłem na gościnę, ale żeby porozmawiać". Rozmawialiśmy o jej życiu i o jej ciężkiej drodze, a także o miłości do muzyki. Powiedziała, że jej bogactwem jest talent, który dostała od Boga i zdrowie, które ma. Dodała: "A ty w moim życiu stałeś się też bardzo ważną osobą, że po tylu latach mogę porozmawiać po polsku, pożalić się i pochwalić". Widziałem jej zmęczenie, przerwałem staruszce i powiedziałem: "Teraz niech pani odpocznie, porozmawiamy jutro o tej samej porze". Staruszka z uśmiechem zgodziła się i wyszeptała: "Do jutra". Następnego dnia ugotowałem jedzonko i zaniosłem fortepianistce. Powiedziałem: "Mam troszeczkę jedzenia dla Pani". Odpowiedziała zawstydzona: "To pan musi jeść, pan pracuje, a ja jestem stara, wystarczy mi to co dają, ale tak wygląda apetycznie posiłek przyrządzony przez Pana, że się chyba skuszę". Dodała: "Oj, ale tego jest za dużo". Podzieliła na pół i jedliśmy razem. 

        Przy następnych spotkaniach zanosiłem posiłki i razem jedliśmy rozmawiając. Bardziej smakowało w towarzystwie staruszki. Instrumentalistka przy spotkaniach opowiadała o koncertach i często powracała do swojej najbliższej osoby - Nielsena. Pokazywała mi stare zdjęcia oraz książkę wydaną o pianiście Nielsenie. Spotykałem się ze staruszką, a także czasami towarzyszyli nam starzy Rosjanie. Rozmawialiśmy też o polityce. Powiedziałem do nich: "Teraz zaczął rządzić pan Putin, na pewno będzie lepiej". Na to fortepianistka odpowiedziała: "Pan Putin też jest zabawką szatana wybraną przez niego dużo wcześniej, da mu drogie świecidełka i zabawi się nim tak jak innymi, a później zrobi z niego złego człowieka albo jeszcze gorzej". Znajomi staruszki, wykształcone osoby, przytaknęli. Powiedzieli, że będzie coraz gorzej, że Rosja jest zbudowana na krzywdzie ludzkiej oraz na trupach i dlatego będzie zawsze biedna, mimo że ma tyle dóbr. Słuchałem tych mądrych słów. Rosjanie przy instrumentalistce i przy mnie otworzyli się. Słuchałem ich i nie wierzyłem w to, że pan Putin jest tylko zabawką szatana, ale teraz, po wielu latach zrozumiałem, że ich słowa się potwierdzają i jest to dla mnie bardzo przykre. 

                Poszedłem do pokoiku i myślałem o słowach staruszki i życzliwych, szczerych Rosjan. Pomyślałem sobie, że rzeczywiście byłem w wielu miastach Rosji i spotykałem wielu interesujących Rosjan, ich opowieści w każdym z miast mówiły o tym samym, o smutku i cierpieniu niewinnych, dlatego chciałbym ja, i może nie tylko ja, żeby władze rosyjskie zrozumiały i obudziły się - to już jest XXI wiek, wojna się skończyła w 1945, a oni dalej walczą? (jak ich wybudzić?) Dzięki temu zrozumiałem staruszkę, to, że lepiej być biednym i uczciwym, niż być bogatym, a zarazem biednym (i być zabawką szatana). Powiedziałem do staruszki: "Kończymy prace i muszę wyjechać do Polski". Staruszka posmutniała, przytuliła mnie i płacząc powiedziała: "Nie zapomnisz mnie?". Rozpłakałem się też i powiedziałem: "Pani nie da się zapomnieć". Fortepianistka wyjęła z szuflady kilka starych zdjęć i wycierając łzy mówiła: "Jak kiedyś będziesz miał wolny czas to spróbowałbyś mi odnaleźć jakichś bliskich w Polsce?. Ale jak będziesz mógł". Nie odpowiedziałem na to. Wziąłem zdjęcia, przytuliłem ją i poszedłem. Po przyjeździe do Polski zastanawiałem się, patrząc na jej zdjęcia, nad tym czy znaleźć staruszki bliskich, ale bałem się tego, że powtórzy się historia ta, gdy odnalazłem rodzinę starszej Pani i stało się to dla niej smutkiem. Po wielu latach coś bardzo silnego zmusiło mnie do podzielenia się kilkoma historiami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już nie była sztuczka

        Dzieckiem będąc, w wieku 9-10 lat, miałem bardzo fajnego, starszego ode mnie o 2 lata, kolegę. Bardzo go lubiłem. Przychodził do mnie często, uczył mnie różnych sztuczek – z ręcznikiem, w którym łamana zapałka okazywała się całą, czy z nagle znikającymi pętlami na sznurach, albo karcianych. Pewnej soboty po południu, jak zwykle odwiedził mnie ten kolega, zaczynając kolejną ciekawą rozmową i prezentując następną sztuczkę. W tym czasie była u mnie 3 lata starsza koleżanka .

Pomnik dla bohaterów

  Bardzo chciałbym... Zdjęcie sprzed wielu lat, gdy rzeźbiłem Jezusa o twarzy cierpiącej, który jeszcze wybaczał przed skonaniem i prosił o wybaczenie. To prawdziwy bohater, którym można się poszczycić, pochwalić i z czystym sumieniem złożyć kwiaty. Narodzie Ukrainy, dziękuj Bogu, że S.Bandera nie doszedł do władzy. Zgotowałby Wam piekło gorsze niż Stalin. Wielu rzeźbiarzy chce się uczyć prawdziwej sztuki. Wykonując pomnik powinno się najpierw poznać osobę, którą się rzeźbi i rzeźbić ją taką jaką ona jest, nie tylko z zewnątrz. Żal mi tych rzeźbiarzy, którzy chcą zdobyć sławę nie patrząc na to kogo rzeźbią, czy są to bandyci i psychopaci tak jak banderowcy, przez których spoczywa na Was, narodzie Ukrainy, brzemię krzywd, które zostały w pamięci u milionów ludzi, w tym nie tylko Polaków. Tak jak pan Putin gdy dochodził do władzy. Rozmawialiśmy o nim na kontraktach w Rosji, miałem wówczas o nim pozytywną opinię, bardzo go lubiłem, dopóki nie zaczęli ginąć niewinni ludzie w Gruzji, a

Powiem Ci, syneczku...

To zdjęcie przedstawia mnie, Jarosława Bobińskiego, w wieku 17 lat. Wówczas naprawdę zacząłem rozumieć, co znaczy ojciec, co znaczy matka, gdy traciłem jedną z najbliższych mi osób - ojca. Czy musimy coś takiego przeżyć, by zrozumieć? - Powiem Ci syneczku - mówił do mnie tata Stefan - najpierw śmierć ojca, następnie zaczęła się wojna. Jako młody chłopak byłem zmuszony wyjechać do rodzinnych stron mojego ojca. Zamieszkałem w posiadłości bardzo bliskiej mi osoby w okolicach Makowa, w województwie mazowieckim. Pewnego dnia przyjechali do wsi żandarmi z sołtysem. Nakazali gospodarzom, którzy mają dobre konie, na wstawienie się do wywozu Żydów (droga, którą nie każdy mógł powrócić). Wśród gospodarzy znalazła się moja rodzina. Baliśmy się, ale nie było odwrotu. Rozmawialiśmy. Były przypuszczenia, że Żydzi jadą na śmierć.

Prawdziwa śmierć Jurija Gagarina

Czy śmierć J.Gagarina była nieszczęśliwym wypadkiem, czy zbrodnią? Przed moim wyjazdem do Polski starszy pan chciał mi ofiarować gramofon i kilka płyt (ale nie mogłem przyjąć tego za darmo). Powiedział: "Kartkę z kalendarza możesz zgubić, a gramofonu raczej nie powinieneś" , dodał: "Umilał nam czas podczas wolnych dni od pracy, w upalne popołudnia, na łączkach i nie tylko. Ten gramofon, żeby umiał mówić, to miałby wiele do opowiedzenia o naszych rozmowach z Jurijem, ale może lepiej dla niego, że nie potrafi" . Od jakiegoś czasu po opublikowaniu artykułu zastanawiałem się, czy dodać zdjęcia z gramofonu...